Ostatnio często słucham Holly Herndon, która słynie z włączania sztucznej inteligencji do swoich projektów. Czy będziesz może wykorzystywać AI (artificial intelligence) jako element w procesie twórczym, czy jednak będziesz podążać tradycyjnymi metodami i zachowasz klasyczne podejście? Czy w muzyce elektronicznej nie chodzi zresztą o futuryzm i innowacje?
Nigdy nie użyję AI w mojej produkcji muzycznej. Wiem, że to zeżre świat, po prostu wiem to. Rozumiem, dlaczego jest to interesujące i ważne koncepcyjnie, potrafię to ogarnąć intelektualnie. Wywodząc się ze świata techno, jesteśmy zaintere- sowani futuryzmem, ale, powiem jedną rzecz, zawsze istnieje związek między futuryzmem a faszyzmem – o tym ostatnio myślałam. Na przykład włoski futuryzm był ściśle związany z ruchem politycznym. Ślepy marsz naprzód dzięki technologii i wyidealizowany postęp ludzkości dzięki nauce jest często ko- jarzony z tego rodzaju politycznym ślepym marszem. Nie mam więc innych oczekiwań wobec sztucznej inteligencji. Istnieją wady bycia chronicznie online, ostatnia rzecz, którą zobaczy- łam na Twitterze, która mnie uderzyła, było to, jak wiele gene- rowanych przez sztuczną inteligencję piosenek przekonująco naśladuje czarnoskórych artystów. To wymowne, że sztuczna inteligencja jest wykorzystywana do eliminowania czarnych osób z czarnej muzyki. Nasuwa się pytanie, dlaczego ludzie ko- chają czarną sztukę bardziej niż czarnych ludzi? Istnieje realna możliwość, że AI wyeliminuje element ludzki z procesu twór- czego, zwłaszcza dla tych, którzy w ogóle nie dbają o osoby niebiałe. Kierunek rozwoju sztucznej inteligencji ma tendencję do naśladowania ludzkiej inteligencji i musimy zastanowić się, dokąd to prowadzi.
Czytałem badanie o tym, jak modele sztucznej inteligencji trenowane na rzeczywistych danych często odzwiercie- dlają uprzedzenia w nich obecne. Na przykład, jeśli poprosisz je o napisanie reklamy produktu dla kobiet, może ona być mizoginiczna, ponieważ będzie opisywać kobiety za pomocą stereotypowych przymiotników, takich jak „delikatna”, „kochająca” i „opiekuńcza”.
To tak, jakby sztuczna inteligencja starała się być bardziej ludzka niż człowiek.
Dokładnie. Mówiąc o inkluzywności, społeczność queerowa odegrała znaczącą rolę w twojej muzyce. Jakie są główne inspiracje, które znajdujesz w byciu osobą queerową i byciu częścią społeczności?
Społeczność queerowa miała znaczący wpływ na moją muzykę, a także jest częścią mojej osobistej podróży. Pochodzę z rodziny, w której jest wiele osób nieheteronormatywnych i zdecydowanie mocno wykraczam poza normę. Jednak czasami stawiam czoła wyzwaniom związanym z postrzeganiem mojej queerowości, ponieważ mam męża. Inni często mają tendencję do przeoczania mojej queerowości z powodu mojego małżeństwa, podczas gdy mężczyzna, który nie jest heteroseksualny, nadal byłby rozpoznawany jako osoba queerowa, niezależnie od jego obecnego związku. To jest frustrujące, gdy czuję, że moja tożsamość jest zredukowana do ostatniej osoby, z którą byłam związana seksualnie. Nie chcę czuć potrzeby ciągłego potwierdzania swojej tożsamości lub wydawania komunikatów prasowych w Dniu coming outu. Bycie częścią społeczności wiązało się również z ważnymi historycznymi kamieniami milowymi, takimi jak postęp w zakresie zapobiegania HIV i legalizacja małżeństw homoseksualnych w Stanach. Postępy te były spełnieniem marzeń wielu osób, zwłaszcza tych, które żyły w czasach, gdy AIDS było niszczycielskie, a równość małżeńska nie była jeszcze rzeczywistością – mówię to tak, jakby była rzeczywistością wszędzie, ale wiesz, co mam na myśli. To krzepiące być świadkiem pozytywnych zmian, które nastąpiły, i widzieć odporność młodego pokolenia, które z siłą i optymizmem staje przed wyzwaniami, na przykład w przypadku AIDS i HIV. Widok osób w mediach społecznościowych, które są tak wyluzowane po uzyskaniu pozytywnego wyniku, naprawdę mnie uszczęśliwia. To marzenie, o którym nie mogli- śmy marzyć w latach 90. Wtedy rozdawaliśmy prezerwatywy jak kamizelki kuloodporne na wojnie – to była wielka sprawa i uwielbiam to, że teraz dla niektórych to nie jest w ogóle problemem. W każdym razie nosimy te doświadczenia ze sobą na zawsze. Nawet teraz nie sądzę, bym kiedykolwiek w pełni poczuła, że jest dla mnie miejsce. Zawsze mam poczucie bycia po drugiej stronie.
Co twoim zdaniem przyczynia się do poczucia komfortu, jakie osoby queerowe odnajdują w muzyce elektronicznej i klubowej? Jesteśmy świadkami tego trendu od kilku dekad i teraz osoby LGBTQIA+ są pionierami na scenie muzyki elektronicznej. W ciągu ostatniej dekady artyści tacy jak SOPHIE, kolektyw PC Music, a także ty, zdobyli ogromną miłość i wsparcie ze strony społeczności queerowej. Więc co jest takiego queerowego w BPMach?
Wiesz co? Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam. Naprawdę nie mam na to odpowiedzi. Niewątpliwie prawdą jest, że obecność osób queerowych była widoczna w muzyce elektronicznej od jej początków. Z drugiej strony, my byliśmy wszędzie. Jednym z aspektów, który mógł się do tego przyczynić, jest znaczenie klubów, zwłaszcza barów gejowskich, gdzie taniec jest głównym sposobem socjalizacji. Tworzy to środowisko, w którym ludzie mogą się spotykać bez zwracania na siebie zbytniej uwagi, zwłaszcza biorąc pod uwagę historyczne ograniczenia dotyczące tańczenia osób tej samej płci, które mieliśmy w USA. Absurd. Atmosfera dyskoteki zdecydowanie dodaje warstwę dwuznaczności i wolności, ale szczerze mówiąc, myślę, że mój przyjaciel Luis Manuel Garcia-Mispireta, wyjątkowy pisarz i naukowiec, byłby lepiej przygotowany do odpowiedzi na to pytanie. Prawdopodobnie napisał już na ten temat 10 000 stron, sprawdź go.
Kilka tygodni temu byłem na koncercie Uffie w Warszawie i skłoniło mnie to do zastanowienia się nad odrodzeniem indie sleaze, które jest powrotem estetyki czystej zabawy i imprezowania, aparatów cyfrowych i wątpliwych wyborów modowych z końca lat 2000 i początku lat 2010. Co sądzisz o nostalgicznym powrocie epok, w których żyłaś?
O mój boże, to takie dziwne znowu widzieć ludzi w ubraniach z lat 00. Myślę sobie: „Naprawdę?”. Jedno jest pewne, nie przeszliśmy przez erę dżinsów z niskim stanem po to, aby powróciły. Nie, nie, nie, nie wrócę do tego. Jeśli chodzi o odrodzenie indie sleaze, uważam je za całkiem interesujące. Myślę, że wiąże się z nim element radosnego nihilizmu. Takie przesadne ruchy kulturowe zawsze pojawiają się po kryzysach. Tak było po 11 września i kryzysie 2008 roku, kiedy panowało motto „pieprzyć to, wypijmy kilka drinków i imprezujmy”. Zdecydowanie jest teraz poczucie tego ducha i jestem za tym. Osobiście uwielbiam Uffie. Kochałam ją wtedy, jak pojawiła się właśnie w tych indie sleaze czasach i kocham ją teraz. Jest dla mnie prawdziwą muzą, niesamowicie utalentowaną i ge- nialną samą w sobie.
Uffie pojawia się na twoim nadchodzącym albumie, and I’m obsessed! Czy mogłabyś opowiedzieć nam o kierunku, w którym zmierza twoja nadchodząca płyta?
Cóż, miejmy nadzieję, że wyjdę z mojej flop ery. W pewnym sensie płyta jest kontynuacją „Club Future Nostalgia” – jest takim gorączkowym snem o muzyce tanecznej, ale tym razem proces nagrywania obejmuje znacznie więcej pisania piosenek. Przepływ pracy jest nieco podobny do robienia remiksów, gdzie tworzę oryginał, a następnie dopracowuję go do bardziej wydestylowanej formy. Większość pomysłów zaczyna się od fortepianu, a współpraca z tak wieloma utalentowanymi osobami była naprawdę niesamowita. Wielu z nich znalazło się w mojej orbicie akurat po „Club Future Nostalgia”. Niektórzy z artystów, z którymi wcześniej pracowałam, również powrócili i mamy fantastyczną społeczność, zwłaszcza tutaj, w Londynie, osób współpracujących ze sobą. Uważam, że ten aspekt jest często niedoceniany. Istnieje pewna fantazja na temat samotnego artysty pracującego w izolacji, ale w rzeczywistości współpraca może przynieść naprawdę niesamowite rezultaty. Chyba, że jesteś Joni Mitchell. Wtedy tak, możesz zrobić wszystko sam.
Tak, uważa się, że możesz być uważany za „prawdziwego artystę” tylko wtedy, gdy piszesz wszystkie swoje piosenki, piszesz całą muzykę i, nie wiem, może również tworzysz swoje okładki.
Chodzi też o to, że w większości przypadków taka narracja samotnego artysty nie ma miejsca. Piękno tkwi w dialogu między ludźmi. Weźmy na przykład utwór „Serotonin Moonbeams”. To była współpraca między mną, Uffie, Henrym z Joy Anonymous i niesamowicie utalentowaną osobą autorską Jin Jinem. Cały proces zrodził się z rozmowy, którą odbyliśmy podczas kolacji kilka dni wcześniej. Niesamowite w tworzeniu płyty jest to, że pozwala ona na rozwinięcie długiej rozmowy, zaczynając od szerokich pomysłów i ostatecznie zbiegając się w centralnym temacie. Na tym albumie badam, w jaki sposób rzeczywiste doświadczenia krzyżują się z muzyką taneczną. Nie chodzi tylko o błyskotliwe momenty, ale także o złożoność ludzkich doświadczeń. Czasami te piosenki mogą wydawać się powierzchowne, ale kiedy wejdziesz głębiej i rozważysz kontekst, mają one znacznie większą wagę. Interesuje mnie zabawa konwencjami, lekkość i frywolność, podobnie jak w bubble- gum popie i piosenkach girlsbandów z lat 60-tych i wczesnych 70-tych. Te piosenki mogą wydawać się beztroskie, ale utwory takie jak „He Hit Me (And It Felt Like a Kiss)” czy „You Don’t Own Me” mają głębokie znaczenie. Wiele z tych dziewczęcych nagrań zostało napisanych przez niesamowitych autorów piosenek, takich jak Carole King. Pomyśl o piosence takiej jak „Dancing in the Street”, która została wydana podczas Ruchu Praw Obywatelskich. Kontekst ma znaczenie. Zawsze staram się stworzyć coś, co jest iluzją optyczną, gdzie inna perspektywa ujawnia inny wymiar. To dlatego ukończenie tej płyty zajęło tak dużo czasu. Długo nad nią pracowałam, a żartem w moim studiu jest to, że zawsze mówię, że jest „prawie skończona”. Ale teraz w końcu to widzę.
Czy zdajesz sobie sprawę z kwitnącej sceny klubowej w Europie Wschodniej i czy możemy spodziewać się twojej wizyty w Polsce?
Jak najbardziej. Cóż, byłam w Polsce kilka razy. Grałam na niesamowitym undergroundowym festiwalu w Krakowie, a potem na innym festiwalu w Warszawie, choć było to dość dawno temu. Mój mąż jest Ukraińcem, więc jako członkini ekscentrycznej postradzieckiej rodziny, mam głębokie uznanie dla Europy Wschodniej. Kiedy wchodzisz w ten świat, jest to piękne doświadczenie, choć też szok kulturowy. Mój mąż i ja odwiedziliśmy Gruzję kilka tygodni temu i był to jego pierwszy powrót do byłego Związku Radzieckiego, odkąd wyjechał z rodziną podczas masowej migracji, wyemigrowali do Chicago i Cleveland. Musieli udawać, że jadą do Izraela i uzyskać fałszywe dokumenty. Moja teściowa, która jest niezwykłą Ukrainką po siedemdziesiątce, drobnej postury, ukończyła zarówno balet, jak i operę w Konserwatorium w Odessie, co jest dość niezwykłą kombinacją.
Ja sam pochodzę z Odessy.
Naprawdę? Nie gadaj, kocham to.
To jest tzw. double trouble: postradziecka dama, która ukończyła konserwatorium. Moja mama pewnie skończyła to samo, co twoja teściowa.
Och, więc rozumiesz o co mi chodzi
Wiem dokładnie o czym mówisz.
Uwielbiam wschodnich Europejczyków. Pochodzę z Kentucky, ale jest tak wiele rzeczy, które łączyły nas z mężem, kiedy się poznaliśmy, nawet jeśli chodzi o jedzenie. Dorastanie na obszarach, gdzie zasoby mogą być ograniczone, naprawdę nauczyło nas, jak gotować świetne jedzenie z gównianych składników. Było wiele podobieństw: nasze światopoglądy, rzeczy, które lubimy jeść i nasze poczucie humoru, które jest oczywiście bardzo ponure.